sobota, 29 marca 2014

Mam Cię cz*95

Święta minęły w zastraszająco szybkim tempie. Nim się obejrzałam, zmuszona byłam pakować swoje walizki do samochodu Filipa, którym chłopak tutaj przyjechał. Powiedzenie, że byłam choć w najmniejszym stopniu z tego zadowolona było by kłamstwem. Tak naprawdę byłam przerażona tym, że gdy wrócimy do Krakowa nic tak naprawdę się nie zmieni. Przez te kilka dni, które spędziliśmy u taty i Renaty zdążyłam się w pewien sposób wyluzować. Mimo częstych kłótni z Filipem o naprawdę nieistotne rzeczy czułam się wypoczęta. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za Sopotem. Nawet jeśli  na dworze szalała śnieżyca, a mróz niemiłosiernie szczypał w policzki, morze nadal miało w sobie to coś, co potrafiło zachwycić człowieka już na pierwszy rzut oka. Siedziałam na małej ławeczce, opatulona szczenie grubym zimowym płaszczem i pochłaniałam widok rozpościerający się przede mną. Czułam wewnętrzny smutek na myśl, że znów będę musiała się z tym pożegnać na nie wiadomo jak długo.
- Masz wszystko ? - spytał Filip, wkraczając do pokoju.
- Tak. Myślę że tak - mruknęłam, dopinając zamek walizki.
Szczerze ? Bałam się tak długiej podróży, w tak małym pomieszczeniu jakim był samochód chłopaka jak niczego innego. Przez ostatnich kilka dni... nie układało nam się. Rozmawialiśmy coraz to mniej, a jeśli już, większość "rozmów" kończyło się kłótnią. Napięcie nami było wyczuwalne aż nad to. Oddalaliśmy się, a ja zaczynałam wątpić w to, że kiedyś jeszcze będzie dobrze.
Widziałam, że za wszelką cenę chce coś przede mną ukryć. Już pominąwszy bójkę w którą wdał się przed przyjazdem tutaj... Wydawał się dziwnie niespokojny. Nie rozstawał się ze swoim telefonem, co chwilę zerkając na jego wyświetlacz. Bałam się tego, co zdawał się przede mną ukrywać. Co było tak straszne, że wolał zrujnować nasz związek niż po prostu powiedzieć mi prawdę ? Bo zdecydowanie go rujnował. Oddalał nas od siebie tymi ciągłymi tajemnicami, wykrętami od rozmowy. Prawdziwy, oparty na zdrowych relacjach związek nie może funkcjonować bez wzajemnego zaufania, prawda ?
- Daj. Wezmę ją. - powiedział Filip, łapiąc za moją rękę, w której ściskałam rączkę walizki. Ciepło które przeszło przez moje ciało w momencie było wręcz porównywalne do tego, które towarzyszyło każdemu dotykowi już na samym początku naszej znajomości.
Byłam tak zaskoczona, że torba wyślizgnęła mi się z ręki, ciężko upadając na podłogę. Chłopak najwyraźniej też to poczuł, bo spoglądał na mnie z rozszerzonymi oczami. Widziałam w nich coś na wzór bólu, który momentalnie zastąpiła obojętność.
Nie rozumiałam tego. Jeżeli cierpiał... oboje cierpieliśmy, dlaczego żadne z nas nie próbowało zmniejszyć dystansu, nasilającego się z każdym kolejnym dniem ?
- Ja.. Yy Cze-czekam na dole - jęknął gardłowo, ujmując rączkę mojej walizki i jak najszybciej wychodząc z pokoju.
Ostatni raz omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie i upewniwszy się że wszystko już mam, zeszłam na sam dół.
- Uważaj na drodze - mruknął tata, klepiąc chłopaka po ramieniu.
- Będę - uśmiechnął się lekko.
W przedpokoju tłoczyli się już dosłownie wszyscy. Każdy gotowy żeby uściskać nas przed wyjazdem. Święta się skończyły, a teraz przyszła chwila w której znów się rozstawaliśmy.
- Uważaj na tą trójcę - szepnęłam Michałowi do ucha, wskazując lekko w kierunku Julii. Chłopak roześmiał się gardłowo, po czym jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Jasne. Czekam aż nas odwiedzisz. Odwiedzicie - poprawił się.
- Obiecuję.
- Och.. Jeszcze jedno - szepnął kiedy miałam już się odsunąć. - Nie naciskaj tak na Filipa.
On o czymś wiedział ? Co było tak ważne, że zamiast mi, powiedział o tym Michałowi ?!
Jednak zanim zdążyłam zapytać brata o co tak naprawdę chodzi, ten odsunął się ode mnie,
Westchnęłam ciężko. Miałam już dość tych cholernych tajemnic.



~*~


Do Krakowa dojechaliśmy mniej więcej o dziewiątej rano, dnia następnego. Droga była długa i męcząca, więc gdy tylko znalazłam się w moim, znaczy się naszym mieszkaniu, rzuciłam się na kanapę mając nadzieję na choćby odrobinę snu. 
- Nicola ? - spokojny głos Filipa rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy ten przysiadł na skraju kanapy. Ughh. To by było na tyle z mojego spania. 
Ta ? - mruknęłam nie wysilając się na oderwanie twarzy od poduszki.
- Muszę wyjść.
- Co ? Dopiero przyjechaliśmy.. - jęknęłam, wreszcie na niego spoglądając.
- Wrócę do godziny - uśmiechnął się lekko. Przez chwilę miałam wrażenie ( czyt. nadzieję ) że ma zamiast mnie pocałować, kiedy od dłuższej chwili nie odrywał wzroku od moich ust. Jednak zawahał się, szybko podnosząc z kanapy i opuszczając pomieszczenie, a później całe mieszkanie. 
Jęknęłam, wbijając się w poduszkę jeszcze bardziej. Miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć do tego stopnia, że cały Kraków by mnie słyszał. Ale zawsze jest jakieś "ale". Już nie miałam na to siły. Brakowało mi jej na walkę o coś, co w zasadzie było już na pozycji przegranej. My byliśmy przegrani. Zastanawiał mnie jednak fakt, jak długo jeszcze będziemy udawać, że nic się nie dzieje. 


~*~


Ze snu wyrwał mnie nagły trzask drzwi. Wystraszona nagłym hałasem zeskoczyłam z kanapy, by zorientować się, co się dzieje. Przetarłam dłońmi zaspane oczy, i powstrzymując ziewnięcie, skierowałam się wolno w kierunku drzwi wejściowych. 
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić - jęknął Filip, ściągając z siebie kurtkę. 
- Nie szkodzi - wzruszyłam ramionami, z zamiarem ponownego skierowania się na kanapę. Nie potrafię opisać swojego zdziwienia, kiedy poczułam na swoim nadgarstku uścisk dłoni Filipa. Zatrzymałam się gwałtownie, odwracając się w kierunku bruneta. Na myśl nasuwało mi się tylko jedno pytanie. Co z dystansem o który walczył przez te wszystkie dni ? 
Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, chłopak przyciągnął mnie do siebie, zamykając szczelnie w ramionach. Byłam w niebie. W moim własnym, prywatnym niebie do którego nie miał wstępu nikt inny.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy usta bruneta zetknęły się z moim czołem. To wszystko było takie... niespodziewane ? Tak, zdecydowanie. Byłam przygotowana raczej na jedną z kolejnych kłótni, których przecież ostatnim czasem nie brakowało. Już otwierałam usta, z zamiarem zapytania o  to gdzie był i co pił, kiedy postanowiłam się jednak powstrzymać. Ostatnie czego teraz chciałam to zepsuć tę chwilę.
Tęskniłam za nim, nawet jeśli miałam go tak blisko siebie. Może nie byliśmy jeszcze aż tak bardzo "zepsuci" ? Może mogliśmy się jeszcze nawzajem poskładać do kupy ? Przecież zawsze nam to jakoś wychodziło...
- Nicola.. - westchnął, spoglądając mi prosto w oczy. - Wyjedź ze mną. 


~*~

Na samym początku chciałam wszystkim podziękować za to, że jesteście dla mnie tacy wyrozumiali.
Czas mnie ściga, więc dziś jest dość krótki rozdział, ale w (UWAGA) ŚRODĘ (!!!)
pojawi się nowy, mam nadzieję dłuższy i ciekawszy rozdział.
Kocham Was bardzo ! <3 p="">

5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie podoba mi się ta końcówka. Myślałam,że już się nie odważy jej przytulić. Coś mi się zdaje,że Filip ma jakieś kłopoty . Może są one związane z jego przeszłością . Zepewne najzwyczajniej w świecie obawia się o Nicole .
    Kurcze jak Ty to robisz,że nie wiem jaki długi rozdział byś nie napisała mi zawsze jest mało. Mogłabym czytać i czytać. Jesteś wielka . :-D
    Cudny ten rozdział .
    Zostało mi tylko odliczać dni do środy. ;-)
    Życze dużo pomysłów.
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisaaj dalej ! Czytam i czytam po prostu super ! Kocham to <3 :** hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Po prostu cie kocham, świetnie piszesz. Nie mogę doczekać się środy !!! <3

    OdpowiedzUsuń