sobota, 29 marca 2014

Mam Cię cz*95

Święta minęły w zastraszająco szybkim tempie. Nim się obejrzałam, zmuszona byłam pakować swoje walizki do samochodu Filipa, którym chłopak tutaj przyjechał. Powiedzenie, że byłam choć w najmniejszym stopniu z tego zadowolona było by kłamstwem. Tak naprawdę byłam przerażona tym, że gdy wrócimy do Krakowa nic tak naprawdę się nie zmieni. Przez te kilka dni, które spędziliśmy u taty i Renaty zdążyłam się w pewien sposób wyluzować. Mimo częstych kłótni z Filipem o naprawdę nieistotne rzeczy czułam się wypoczęta. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za Sopotem. Nawet jeśli  na dworze szalała śnieżyca, a mróz niemiłosiernie szczypał w policzki, morze nadal miało w sobie to coś, co potrafiło zachwycić człowieka już na pierwszy rzut oka. Siedziałam na małej ławeczce, opatulona szczenie grubym zimowym płaszczem i pochłaniałam widok rozpościerający się przede mną. Czułam wewnętrzny smutek na myśl, że znów będę musiała się z tym pożegnać na nie wiadomo jak długo.
- Masz wszystko ? - spytał Filip, wkraczając do pokoju.
- Tak. Myślę że tak - mruknęłam, dopinając zamek walizki.
Szczerze ? Bałam się tak długiej podróży, w tak małym pomieszczeniu jakim był samochód chłopaka jak niczego innego. Przez ostatnich kilka dni... nie układało nam się. Rozmawialiśmy coraz to mniej, a jeśli już, większość "rozmów" kończyło się kłótnią. Napięcie nami było wyczuwalne aż nad to. Oddalaliśmy się, a ja zaczynałam wątpić w to, że kiedyś jeszcze będzie dobrze.
Widziałam, że za wszelką cenę chce coś przede mną ukryć. Już pominąwszy bójkę w którą wdał się przed przyjazdem tutaj... Wydawał się dziwnie niespokojny. Nie rozstawał się ze swoim telefonem, co chwilę zerkając na jego wyświetlacz. Bałam się tego, co zdawał się przede mną ukrywać. Co było tak straszne, że wolał zrujnować nasz związek niż po prostu powiedzieć mi prawdę ? Bo zdecydowanie go rujnował. Oddalał nas od siebie tymi ciągłymi tajemnicami, wykrętami od rozmowy. Prawdziwy, oparty na zdrowych relacjach związek nie może funkcjonować bez wzajemnego zaufania, prawda ?
- Daj. Wezmę ją. - powiedział Filip, łapiąc za moją rękę, w której ściskałam rączkę walizki. Ciepło które przeszło przez moje ciało w momencie było wręcz porównywalne do tego, które towarzyszyło każdemu dotykowi już na samym początku naszej znajomości.
Byłam tak zaskoczona, że torba wyślizgnęła mi się z ręki, ciężko upadając na podłogę. Chłopak najwyraźniej też to poczuł, bo spoglądał na mnie z rozszerzonymi oczami. Widziałam w nich coś na wzór bólu, który momentalnie zastąpiła obojętność.
Nie rozumiałam tego. Jeżeli cierpiał... oboje cierpieliśmy, dlaczego żadne z nas nie próbowało zmniejszyć dystansu, nasilającego się z każdym kolejnym dniem ?
- Ja.. Yy Cze-czekam na dole - jęknął gardłowo, ujmując rączkę mojej walizki i jak najszybciej wychodząc z pokoju.
Ostatni raz omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie i upewniwszy się że wszystko już mam, zeszłam na sam dół.
- Uważaj na drodze - mruknął tata, klepiąc chłopaka po ramieniu.
- Będę - uśmiechnął się lekko.
W przedpokoju tłoczyli się już dosłownie wszyscy. Każdy gotowy żeby uściskać nas przed wyjazdem. Święta się skończyły, a teraz przyszła chwila w której znów się rozstawaliśmy.
- Uważaj na tą trójcę - szepnęłam Michałowi do ucha, wskazując lekko w kierunku Julii. Chłopak roześmiał się gardłowo, po czym jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Jasne. Czekam aż nas odwiedzisz. Odwiedzicie - poprawił się.
- Obiecuję.
- Och.. Jeszcze jedno - szepnął kiedy miałam już się odsunąć. - Nie naciskaj tak na Filipa.
On o czymś wiedział ? Co było tak ważne, że zamiast mi, powiedział o tym Michałowi ?!
Jednak zanim zdążyłam zapytać brata o co tak naprawdę chodzi, ten odsunął się ode mnie,
Westchnęłam ciężko. Miałam już dość tych cholernych tajemnic.



~*~


Do Krakowa dojechaliśmy mniej więcej o dziewiątej rano, dnia następnego. Droga była długa i męcząca, więc gdy tylko znalazłam się w moim, znaczy się naszym mieszkaniu, rzuciłam się na kanapę mając nadzieję na choćby odrobinę snu. 
- Nicola ? - spokojny głos Filipa rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy ten przysiadł na skraju kanapy. Ughh. To by było na tyle z mojego spania. 
Ta ? - mruknęłam nie wysilając się na oderwanie twarzy od poduszki.
- Muszę wyjść.
- Co ? Dopiero przyjechaliśmy.. - jęknęłam, wreszcie na niego spoglądając.
- Wrócę do godziny - uśmiechnął się lekko. Przez chwilę miałam wrażenie ( czyt. nadzieję ) że ma zamiast mnie pocałować, kiedy od dłuższej chwili nie odrywał wzroku od moich ust. Jednak zawahał się, szybko podnosząc z kanapy i opuszczając pomieszczenie, a później całe mieszkanie. 
Jęknęłam, wbijając się w poduszkę jeszcze bardziej. Miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć do tego stopnia, że cały Kraków by mnie słyszał. Ale zawsze jest jakieś "ale". Już nie miałam na to siły. Brakowało mi jej na walkę o coś, co w zasadzie było już na pozycji przegranej. My byliśmy przegrani. Zastanawiał mnie jednak fakt, jak długo jeszcze będziemy udawać, że nic się nie dzieje. 


~*~


Ze snu wyrwał mnie nagły trzask drzwi. Wystraszona nagłym hałasem zeskoczyłam z kanapy, by zorientować się, co się dzieje. Przetarłam dłońmi zaspane oczy, i powstrzymując ziewnięcie, skierowałam się wolno w kierunku drzwi wejściowych. 
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić - jęknął Filip, ściągając z siebie kurtkę. 
- Nie szkodzi - wzruszyłam ramionami, z zamiarem ponownego skierowania się na kanapę. Nie potrafię opisać swojego zdziwienia, kiedy poczułam na swoim nadgarstku uścisk dłoni Filipa. Zatrzymałam się gwałtownie, odwracając się w kierunku bruneta. Na myśl nasuwało mi się tylko jedno pytanie. Co z dystansem o który walczył przez te wszystkie dni ? 
Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, chłopak przyciągnął mnie do siebie, zamykając szczelnie w ramionach. Byłam w niebie. W moim własnym, prywatnym niebie do którego nie miał wstępu nikt inny.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy usta bruneta zetknęły się z moim czołem. To wszystko było takie... niespodziewane ? Tak, zdecydowanie. Byłam przygotowana raczej na jedną z kolejnych kłótni, których przecież ostatnim czasem nie brakowało. Już otwierałam usta, z zamiarem zapytania o  to gdzie był i co pił, kiedy postanowiłam się jednak powstrzymać. Ostatnie czego teraz chciałam to zepsuć tę chwilę.
Tęskniłam za nim, nawet jeśli miałam go tak blisko siebie. Może nie byliśmy jeszcze aż tak bardzo "zepsuci" ? Może mogliśmy się jeszcze nawzajem poskładać do kupy ? Przecież zawsze nam to jakoś wychodziło...
- Nicola.. - westchnął, spoglądając mi prosto w oczy. - Wyjedź ze mną. 


~*~

Na samym początku chciałam wszystkim podziękować za to, że jesteście dla mnie tacy wyrozumiali.
Czas mnie ściga, więc dziś jest dość krótki rozdział, ale w (UWAGA) ŚRODĘ (!!!)
pojawi się nowy, mam nadzieję dłuższy i ciekawszy rozdział.
Kocham Was bardzo ! <3 p="">

niedziela, 23 marca 2014

Mam Cię cz*94

- Z kim ? - spytałam stanowczo, wlepiając w bruneta natarczywy wzrok. Byłam gotowa zrobić praktycznie wszystko, byle tylko poznać prawdę.
W zasadzie sama nie rozumiałam co się z nami stało. Kiedyś nasz związek budowaliśmy na wzajemnym zaufaniu. Byliśmy na siebie otwarci, rozmawialiśmy o naszych problemach, wspólnie starając się znaleźć logiczne rozwiązanie. Nigdy nie wątpiliśmy w swoje słowa, nie doszukiwaliśmy się żadnych słów między wierszami, żadnych podtekstów. Mieliśmy to co najcenniejsze i docenialiśmy to. Pytanie więc brzmi; gdzie to wszystko się podziało ? Gdzie i dlaczego zniknęło coś, co budowaliśmy wspólnie przez tak długi okres czasu ? Dlaczego na to pozwoliliśmy ?
Między nas wkradło się wiele niemych pytań, na które żadne z nas nie potrafiło logicznie odpowiedzieć. Już jakiś czas uciekaliśmy przed poznaniem ich.
- Co ?
- Z kim się biłeś ?! - spytałam twardo, zaplatając dłonie na piersi. Wiedziałam, że Filip zdaje sobie sprawę z tego iż nie odpuszczę. Bo nie miałam takiego zamiaru.
- Nie biłem się. - wzruszył ramionami z dziwnym grymasem na twarzy. Oboje wiedzieliśmy, że to kłamstwo. W dodatku bardzo słabe.
- Z kim ?  - powtórzyłam coraz bardziej zirytowana.
- Z nikim - uciął kończąc temat.
Jeśli przed chwilą byłam zdenerwowana, to teraz udało mu się całkiem wyprowadzić mnie z równowagi.
- Filip ! Rozmawiaj ze mną !- jęknęłam starając sie by mój głos nie zdradził mojej wewnętrznej rozterki.
- Nie mamy o czym. - odwrócił ode mnie wzrok - Usiłuję pracować - skinął w kierunku papierów rozrzuconych na małym stoliku.
Ał...
Parsknęłam żałośnie pod nosem. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do łazienki, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego pomieszczenia, zanim łzy wydostaną się z moich oczu. Oczywiście nie zdążyłam.

Przyległszy plecami do zimnych kafelek pod prysznicem, poczułam jak słabne coraz bardziej. Czułam jak ten wewnętrzny ból, mający swe źródło w samym środku mojego serca, paraliżuje każdą komórkę mojego ciała. Myśli kłębiące się w mojej głowie były niczym szarańcza. Działy destrukcyjnie na całą mnie, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. Nie mamy o czym rozmawiać tak ? - parsknęłam wybuchają jeszcze większym płaczem. Odkręciłam całkiem kurek, by płynąca woda mogła zagłuszyć moje siorbanie nosem. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie teraz usłyszał. Nie miałam już siły na dalsza walkę o "NAS". Coraz bardziej wydawało mi się, że jesteśmy już na przegranej pozycji. Nawet jeśli ta myśl była gwoździem do mojej trumny, nie potrafiłam zaprzeczać faktom.
Spod prysznica wyszłam dopiero w chwili, kiedy woda stała się przeraźliwie zimna. Wytarłam całe ciało szorstkim ręcznikiem mając nadzieję, że ból fizyczny złagodzi jakoś ten psychiczny. Moje życie byłoby jednak zbyt piękne, gdyby faktycznie się tak stało.
Narzuciłam na poczerwieniałe od pocierania ciało, puchatą piżamę i wyszłam z łazienki. Wchodząc do pokoju, sięgnęłam dłonią w kierunku kontaktu i zgasiłam światło, ignorując fakt iż chłopak nadal siedział pochylony nad stosem papierów usiłując zapoznać się z ich treścią.
Ups... Po ciemku może być mu troszkę ciężej czyż nie ? Uśmiechnęłam się lekko do siebie, niczym mała dziewczynka dumna z tego, że udało jej się komuś dokuczyć.
Filip westchnął cicho, a po chwili usłyszałam jak podnosi się z fotela i zmierza w kierunku drzwi.
Tak, wiem.. Zachowanie na poziomie ośmiolatki o ile w ogóle.. Ale nie mogłam się powstrzymać.
Ułożyłam się w miarę wygodnie na łóżku i narzuciwszy na siebie kołdrę, wtuliłam się w miękką poduszkę.
Kiedy chłopak był już z powrotem w pokoju i układał się na materacu, przesunęłam się na sam jego skraj, odwracając do Filipa plecami. Za wszelką cenę chciałam utrzymać między nami jak największy dystans. Potrzebowałam tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zamknęłam oczy, uświadamiając sobie jak bardzo się oddaliliśmy od siebie przez tak krótki okres czasu.Szybkim ruchem otarłam pojedynczą łzę, by chłopak nie widział że płaczę. Nie chciałam pokazać jak słaba tak naprawdę jestem w środku. Jednak w ślad za pierwszą, popłynęły kolejne. A ja nie mogłam nic z tym zrobić


~*~

Filip:

Leżałem na łóżku, tępo wpatrując się w sufit z rękoma założonymi za głową. Mimo zmęczenia, które dokuczało mi już od dłuższego czasu, nie potrafiłem spokojnie zasnąć. Masa niepożądanych myśli zaprzątała moją głowę, ja nie mogłem za nic ich uspokoić. Stres nie opuszczał mojego ciała już od dłuższego czasu, a dzisiejszy dzień dodatkowo wzmocnił moje wewnętrzne napięcie.
Odwróciłem się lekko na bok, by móc spojrzeć na małą osóbkę zajmującą miejsce obok mnie. Krucha brunetka, zwinięta w kłębek leżała plecami do mnie, całkowicie ignorując moją obecność.
Cichy płacz dziewczyny wypełniał pustą przestrzeń między nami. Słyszałem go  doskonale. Każde pociągnięcie nosem czy ciche chlipnięcie było dla mnie niczym igła przebijająca moje serce. I kolejna, i kolejna..
Miałem niesamowitą ochotę przytulić ją, pocałować jej napuchnięte od płaczu oczy i wyszeptać jej do ucha, że jest wszystkim co mam. Jedyną na której mi zależy.
W pewnym momencie już nawet miałem to zrobić.. Jednak w połowie drogi zamarłem w bezruchu. Skapitulowałem. Ona mi nie ufała. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, ona najzwyklej w świecie nie byłą pewna moich słów. Każdą obietnicę, którą jej złożyłem, zdeterminowany byłem spełnić, nie bacząc na konsekwencje. Nicola była jedyną osobą która naprawdę coś znaczyła w moim życiu. Jedyną, która rozumiała mnie bez słów. Śmiała się ze mną, ale też płakała kiedy byłem na skraju wytrzymania nerwowego. Doskonale wiedziała jak ogromne wyzwanie stanowiło dla mnie spotkanie się z rodzicami po tylu latach. Wspierała mnie. Opiekuńczo ściskała moje dłonie, zapewniając że wszystko będzie dobrze. "Przejdziemy przez to. Razem " - szeptała, wypełniając moje serce nadzieją.
Zawsze była dla mnie oparciem, nie koniecznie zdając sobie z tego sprawę. Wystarczała mi jej obecność. Była ze mną, bo mnie kochała. A ja nigdy nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, czym ja darzę brunetkę. Żadne nawet w połowie nie oddawało tego co czuję. 
A teraz, wyrósł między nami mur który od jakiegoś czasu z dnia na dzień przybierał na sile. A ja nie mogłem go przebić. Nie teraz. Najistotniejszym było dla mnie, aby zapewnić jej absolutne bezpieczeństwo. Nawet kosztem mnie samego. Dla niej byłem gotowy przenosić góry. I tylko dla niej. 
- Kocham Cię. Tak bardzo mocno - szepnąłem, przyciskając usta do jej czoła kiedy tylko upewniłem się, że śpi.


~*~
Kochani ! 
Po raz pierwszy macie perspektywę Filipa ^^
Niezbyt skromnie mówiąc, podoba mi się ta końcówka...
W każdym bądź razie mam dla Was złe wieści.
Następne trzy tygodnie będą dla mnie niesamowicie ważne, dlatego muszę ograniczyć się do
JEDNEGO ROZDZIAŁU TYGODNIOWO.
Wiem, że będziecie zawiedzeni, jednak to naprawdę konieczne. Mam nadzieję
że zbytnio Was to nie zrazi i nie zaprzestaniecie czytać Mam Cię..
Rozdziały więc CO NIEDZIELĘ. W wolnych chwilach będę starała się dodać jakiś "bonusik".
Kocham Was baaardzo mocno i jeszcze mocniej przepraszam :C
~Mikka 

środa, 19 marca 2014

Mam Cię cz*93

- Co to kurwa jest ? - krzyknęłam, kiedy na kołnierzu jego białej koszuli, który wydostał się spod marynarki dostrzegłam czerwoną plamę. Plamę po .... SZMINCE ? Przysięgam, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru na moment stanęło. Ciemność zamajaczyła mi przed oczami, a ciało odmówiło posłuszeństwa, ciężko opadając plecami na drzwi wejściowe. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach pulsuje z nieludzką prędkością.
- Co ? O czym mówisz ? - zdziwione spojrzenie chłopaka podziałało na mnie jak płachta na byka. Że też ma jeszcze czelność udawać idiotę ?! Nim się zorientowałam, dosłownie rzuciłam się na niego z pięściami. Wymachiwałam nimi całkiem na oślep, mrugając przy tym gwałtownie. Mimo wielu prób powstrzymywania ich, w końcu i tak poległam w tej nierównej walce. Łzy spływały po mojej twarzy, rozbijając się o podłogę wyłożoną ciemnobrązowymi panelami.
- Nicola ! Co się dzieje ?! - głos Filipa był teraz bardziej donośniejszy niż jeszcze chwilę przedtem. Charakterystyczna zmarszczka, która pojawiała się za każdym razem gdy był czymś zaskoczony, teraz także znalazła sobie miejsce na jego czole. Uparcie ściskał moje nadgarstki, starając się powstrzymać mnie od dalszego okładania go uderzeniami.
- Puść mnie, słyszysz ?! - po raz kolejny spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Po raz kolejny bezskutecznie.
- Powiedz mi o co chodzi !
Nie odpowiedziałam. Po prostu wybuchnęłam jeszcze większym płaczem, a on przyciągnął mnie do siebie, obejmując mocno ramionami moje rozdygotane ciało. Kiedyś te ramiona dawały mi ulgę. Były moim azylem, miejscem schronienia. A teraz czułam do nich obrzydzenie. Prawdopodobnie jeszcze chwilę temu, trzymał w nich inną kobietę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam siły na niego patrzeć. Nie chciałam też przez niego płakać. Ale nie mogłam. Los po raz kolejny w moim życiu zakpił sobie ze mnie, wystawiając mnie na kolejną próbę. Nikt chyba jednak nie przewidział, że przyjdzie dzień w którym nie podołam swojemu zadaniu.
- Powiesz mi maleńka ? - spytał brunet, odsuwając mnie od siebie dosłownie na minimetry, by móc spojrzeć prosto w moje oczy. Nadal nie rozumiał co sie dzieje. Zmieszanie wypełniające jego ciemne, wręcz czarne źrenice mówiło samo za siebie.
- Myślę, że to mówi samo za siebie - odsunęłam się od niego znacznie, czując jak złość która jeszcze przed chwilą opadała, znów wzbiera na sile. Złapałam pewnie za kołnierz jego koszuli, zwracając w ten sposób uwagę chłopaka na plamę która.... się powiększyła ?
Zamrugałam gwałtownie powiekami mając nadzieję, że tylko mi się przywidziało.
- Cholera - warknął, zatrzymując wzrok na wskazanym przez mnie miejscu. Strużka, szkarłatnej krwi spływała z jego szyi, plamiąc przy tym ubranie chłopaka.
Jeszcze nigdy nie czułam takie zażenowania jak właśnie w tym momencie. Wyszłam na totalną idiotkę, odstawiając atak zazdrości, wiedząc że w pomieszczeniu za ścianą siedzi moja rodzina, w dodatku w noc wigilijną.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tyle krzyku ? - jęknął chłopak, spoglądając na mnie wreszcie. Irytacja wymalowana na jego twarzy, wydawała się nie mieć końca.
- Ja.... - zaczęłam niepewnie. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Gula zbierająca się w moim gardle z każdą kolejną sekundą nie ułatwiała mi zadania.
- Wykrztuś to z siebie wreszcie - warknął odsuwając mnie od siebie jeszcze bardziej.
Był zły.
- Ja.. Myślałam że.. - mój głos znów odmówił mi posłuszeństwa, załamując się w połowie.
- Myślałaś, że co ?
Nie wiem jak to możliwe, ale był coraz bardziej wściekły. Jego klatka piersiowa unosiła się pod wpływem jego przyspieszonego oddechu.
- Co ci się stało ? - najlepszą odpowiedzią na niewygodne pytanie jest pytanie, czyż nie ? 
- Nie tak brzmiało moje pytanie... - zmarszczył brwi 
- Jaaa....
- Odpowiedz do cholery !
- Myślałam.. że to szminka - wydusiłam z siebie, a on na moment zamarł w totalnym bezruchu.
- A jeszcze nie tak dawno ktoś mówił mi, że zaufanie w związku to podstawa - parsknął, mijając mnie w drzwiach i wchodząc w głąb salonu by przywitać się ze wszystkimi.  Ja natomiast jeszcze przez kilka kolejnych sekund stałam przy drzwiach, nie poruszając się nawet o milimetr niczym sparaliżowana.
Idiotka ze mnie. Skończona kretynka. 

~*~

- Więc Filip... Słyszałem że znalazłeś świetną pracę !  - serdeczny głos taty rozniósł sie po salonie, przerywając panującą dotychczas ciszę. 
- Nie narzekam - uśmiechnął się lekko. 
Siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju, skutecznie unikając mojego wzroku. Zwykle zajęty rozmową z Dawidem i Michałem, teraz skupił całą swoją uwagę na moim ojcu.
- Czym w zasadzie się zajmujesz ?
Rozmowa między nimi była dość luźna. Niewielki, lekko ironiczny uśmiech wstąpił na moje usta, kiedy przed oczami pojawiło się wspomnienie tego, jak bardzo kiedyś się nawzajem nie znosili. A raczej jak tata nie znosił Filipa. Za każdym razem gdy chłopak przychodził do mnie, ten szukał jakiegokolwiek pretekstu by tylko zakłócić nasz spokój. Czepiał się o byle szczegóły. Nawet o tak błahe rzeczy, jak to czy Filip powinien nosić koszulę wpuszczoną w spodnie, czy raczej luźno zwisającą wzdłuż jego ciała.
Być może teraz mnie to wszystko bawi. Często śmieję się z tych drobnych sprzeczek , bez których nie byli by sobą. Jednak kiedyś doprowadzały mnie one do szału.
- Kieruję hotelem rodziców. - wzruszył ramionami - Głównie papierkowa robota. Od czasu do czasu jakieś spotkania, konferencje czy lancze służbowe..
- Pewnie rzadko miewasz przez to czas dla siebie co ? - westchnęła Renata.
- Taa... - bąknęłam, wiercąc się na kanapie.
Momentalnie zaskoczone spojrzenia wszystkich  obecnych w pomieszczeniu skierowały się ku mojej, skromnej osobie. Usta Filipa zacisnęły się w wąską linię, a na twarz wstąpiło zirytowanie.
No ile można się złościć co ?!
Fuknęłam obrażona pod nosem, mrużąc oczy i modląc się w duchu by ten wieczór jak najszybciej się skończył.

~*~

Z racji tego, iż przed tatą oraz resztą mojej familii udawaliśmy, że wszystko między nami jest jak najbardziej okej, a o żadnej sprzeczce, kłótni nawet mowy nie ma, wylądowaliśmy z Filipem w jednym pokoju. Ojciec oczywiście nie był tym zbytnio uradowany, lecz mimo i tak pokaźnych rozmiarów domu, nie miał on na tyle pomieszczeń by pomieścić nas wszystkich, w dodatku w osobnych pokojach.
 Cała ta sytuacja wydawała sie jeszcze bardziej absurdalna, kiedy przypominałam sobie czego świadkami byli niecałe trzy godziny wstecz. Wielka drama, niczym z amerykańskiego filmu rozgrywała się na ich oczach, w ich własnym przedpokoju. 
- Daj, zmienię Ci opatrunek na nowy - powiedziałam cicho, przysiadając na skraju łóżka i czekając aż chłopak zrobi to samo.
- Nie musisz - wzruszył ramionami, kierując wzrok z powrotem na plik kartek trzymanych przez niego w rękach. Nie wierzę, że nawet tutaj i o tej godzinie miał zamiar pracować
- Ale twoja szyja znowu krwawi - mruknęłam podchodząc do niego. Nie potrafiłam wytrzymać dystansu, który z wszelką cenę starał sie utrzymać. 
- Powiedziałem zostaw. - warknął, zaciskając dłoń na moim nadgarstku, kiedy chciałam zerwać plaster. 
Zszokowana patrzyłam to na niego, to na jego dłoń, twardo zaciskającą się na moim ciele.Dopiero teraz w oczy rzuciły mi się zdarte knykcie. 
Zaraz... Poranione ręce, szyja...
- Biłeś się ? - wyrzuciłam z lekkimi pretensjami w głosie, a chłopak spojrzał na mnie wręcz z przerażeniem wymalowanym w oczach.


niedziela, 16 marca 2014

Mam Cię cz*92

Nerwowo rozejrzałam się po niewielkim pokoiku, w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej rzeczy. Oczywiście bezskutecznie.. Nie było w nim ani jednego, nawet najmniejszego przedmiotu, który pochodziłby z naszego domu, który tata postanowił sprzedać. Mimo moich szczerych chęci zrozumienia go, nie potrafiłam tego zrobić. To był nasz dom. Może nie spędziliśmy w nim zbyt wiele czasu, zaledwie jakieś dwa lata, ale był cząstką nas prawda ? To tak, jakbym ja sprzedała nasz rodzinny dom, który zostawiła mi mama. Dom, w którym razem z Michałem dorastaliśmy. Miejsce, w którym opłakiwałam po raz pierwszy swoje złamane serce, w którym co wieczór śmialiśmy się całą rodziną, rozłożeni na kanapie przed telewizorem. Miejscem w którym była z nami mama. Tak bardzo za nią tęskniłam... Jestem pewna, że gdyby tylko mogła, siedziała by teraz ze mną, ciasno tuląc do swojej piersi i starając się przetłumaczyć mi, że problemy z którymi się obecnie borykam tak naprawdę nie są problemami. Zawsze to robiła. Nie ważnym było dla niej w jak poważne tarapaty się wpakowałam, zawsze stawała za mną. Była niczym mój anioł stróż.
Usiadłszy na łóżku, sięgnęłam po telefon. Miałam niesamowitą ochotę usłyszeć głos Filipa, nawet jeśli rozmawialiśmy niecałe pół godziny temu. Wyjeżdżając do Sopotu miałam nadzieję, że w pewien sposób odpocznę. Naładuję baterię, by po świętach znów wrócić na uczelnię.
Potrząsnęłam lekko głową, odkładając telefon z powrotem na półkę. Sięgnęłam do torby po gruby wełniany sweter, po czym zbiegłam schodami na sam dół. 
- Gotowy ? - spytałam Adriana siedzącego na ostatnim stopniu.
- Tak ! - uśmiechnął się szeroko, mocniej naciągając puchatą czapkę na czoło. Wsunęłam na ramiona swój gruby, zimowy płaszcz, po czym ująwszy rączkę chłopca wyszliśmy z domu. 
Poprzedniego wieczoru obiecałam mu, że zabiorę go do centrum handlowego. Maluch uparł się, że koniecznie musi kupić mikołajowi jakiś prezent. "Skoro on co roku przynosi mi zabawki, ja też mogę mu coś kupić prawda ?"  Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego słów.

Przez całą drogę do sklepu prowadziliśmy wesołą rozmowę na temat ulubionej kreskówki chłopca. Sprawę z tego jak stara jestem, zdałam sobie dopiero wtedy, kiedy przez co najmniej pół godziny próbowałam skojarzyć tytuł kreskówki, która kiedyś była moim totalnym uzależnieniem. Tom i Jerry. Klasyka... 
- Co powinienem kupić mikołajowi ? - spytał maluch, lawirując miedzy kolejnymi półkami. 
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. Nie miałam najmniejszego pojęcia. Cały ten pomysł, z prezentem wydawał się absurdalny. Ale co miałam zrobić ? Podejść i powiedzieć; "nawet się nie wysilaj. Święty Mikołaj nie istnieje" ? Z jakiejś bardzo inteligentnej strony ( czytaj; z bestów) dowiedziałam się, że dzieciństwo kończy się z chwilą kiedy dziecko przestaje wierzyć w siwobrodego staruszka w czerwonym kubraku, podrzucającego dzieciakom prezenty i przeciskającego się przez komin ze swoim brzuchem wielkości piłki plażowej. 
- Ja też nie - usiadł na jednej z ławek, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
Serce mi się krajało, kiedy widziałam go w takim stanie. 
- Chodź - podeszłam do pięciolatka, wyciągając w jego kierunku dłoń - Coś wymyślimy. 

~*~

- Padam - jęknęłam, rzucając się na kanapę. Nigdy nie sądziłam, że zakupy mogą być jeszcze bardziej męczące, niż te z Sarą. Jak widać, myliłam się.
Po prawie trzech godzinach chodzenia po sklepach i oglądaniu masy przedmiotów, w końcu wybraliśmy... skarpetki. Grube, wełniane skarpety z pyszczkiem renifera na czubkach palców. Jednak warto było.
Duma, wymalowana na twarzy chłopca, kiedy wyciągnął z plecaka skarbonkę i wysypał drobiazgi na ladę kasjerki, wynagrodziła całe cierpienie. W większości 20 i 10 groszówki. Mina kasjerki ? - Bezcenna. Już nawet pomijam oburzenie klientów stojących w kolejce za nami.. Radość Adriana była ponad wszystko inne. 
- Michał zaraz przyjedzie ! - usłyszałam krzyk taty z kuchni. Ostatkiem sił podniosłam się z kanapy i poczłapałam w kierunku pomieszczenia. Już dzisiaj święta. Boże Narodzenie i te sprawy. Aromat gotowanych rzez Renatę potraw, roznosił się dosłownie po całym domu. 
- Mam wyjechać po niego na stację ? 
- Nie. Przyjadą samochodem. 
- Przyjadą ?
Ojciec w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co powiedział. Julia, bliźniaki.... To będą niezapomniane święta. 

~*~

Julia okazała się być naprawdę sympatyczną dziewczyną. Już po kilku minutach rozmowy, poczułam się jakbym rozmawiała z dobrą przyjaciółką. Nie było między nami żadnego rodzaju zahamowań, związanych z tym, że widzimy się pierwszy raz, co było naprawdę wygodne.
Tata chyba także polubił Julkę. Może i na samym początku wyglądał, jakby zobaczył ducha kiedy dziewczyna stanęła z Michałem w progu, jednak dość szybko się opamiętał.
- Gdzie jesteś ? - jęknęłam do słuchawki telefonu, kiedy wreszcie znalazłam chwilę dla siebie. 
- W... W drodze - niepewny głos Filipa, odbił się echem po moim tymczasowym pokoju. Podświadomie czułam, że coś jest nie tak. Byłam jednak pewna, że chłopak nie zamierza mi nic mówić na ten temat. Więc po prostu zignorowałam tą dziwną myśl. No bo co innego miałam zrobić ? Roztrząsanie kłótni przez telefon było całkowicie bezsensowne. 
- Ale zdążysz ? 
- Obiecałem prawda ? - skłamałabym, gdybym powiedziała że faktycznie uwierzyłam w jego słowa. Nawet jeśli bardzo tego pragnęłam. 
- Okej - mruknęłam do telefonu.
- Tęsknię za tobą maleńka. - Kiedy pieszczotliwe zdrobnienie wyszło z jego ust, mimowolnie uśmiechnęłam się. Uwielbiałam kiedy nazywał mnie w ten sposób. Czułam się jakby..wyjątkowa ? Tak, to chyba to. 
- Nie widziałeś mnie zaledwie tydzień.
- O tydzień za długo. - oczami wyobraźni, widziałam ten jego szeroki uśmiech, rozświetlający idealną twarz. Tak bardzo tęskniłam za tym widokiem. 
- Ja za tobą też tęsknię. Widzimy sie wieczorkiem tak ? 
- Tak. Do zobaczenia mała - wywróciłam oczami, rozłączając się. 
Ta krótka, z pozoru normalna rozmowa, podniosła mnie na duchu. Upewniła, że on nadal o mnie pamięta mimo iż dzieli nas długość całego kraju.

~*~

- Chyba powinniśmy już zaczynać - oznajmił tata, wchodząc do salonu. Dochodziła już prawie 20:00 a po Filipie nadal nie było śladu. Zdenerwowanie coraz to bardziej przejmowało władzę nad moim ciałem. Czułam pewnego rodzaju wewnętrzny ból, który doprowadzał mnie do szału. 
- Tak. Zaczynajmy - mruknęłam, zajmując miejsce przy wigilijnym stole. Nie miałam już siły przeciągać rozpoczęcie kolacji. Robiłam to już od dobrych dwóch godzin. 
- W porządku ? - na krześle tuż obok mnie pojawił sie nagle Dawid, posyłający mi współczujące spojrzenie. 
- Tak. Tak myślę - wzruszyłam ramionami. 
- Jestem pewien że niedługo się tutaj pojawi. - pocieszająco objął mnie delikatnie ramieniem, co w tych okolicznościach nie było mi na rękę. Ostatnie czego potrzebowałam w tej chwili to czyjaś litość.
Kolacja przebiegła dość szybko. Mimo wesołych rozmów prowadzonych podczas posiłku, oraz mimo jeszcze więcej prób wciągnięcia mnie w którąś z nich, atmosfera świąteczna nie udzieliła mi się tak jak reszcie. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten wieczór.
Po uroczystej kolacji, wedle tradycji rozpoczęło się rozpakowywanie prezentów.
- Nie wierzę - zaśmiał się Michał, spoglądając na kolorowy podkoszulek w rękach taty. - Jesteś pewien, że nie pomyliłeś paczek ?
- Nie przesadzaj. Nie jestem jeszcze taki stary - obruszył się delikatnie tata, jednak uśmiech nie schodził z jego ust. 
- Zobaczymy co powiesz jak niedługo zostaniesz dziadkiem - zakpił Michał, chyba nie dokońca zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. 
- Słucham ? 
To, że w pokoju nastała grobowa cisza jest chyba oczywiste. Tata wyglądał jakby zobaczył ducha, Michał cały zbladł,  natomiast twarz Julii spłonęła szkarłatnym rumieńcem. To był jeden z tych momentów, kiedy oglądając film jedynym co jesteś w stanie z siebie wydusić, to przeciągłe "COOO ?".
- Wiedziałaś ? - warknął tata, kiedy Michał posłał mi błagające o pomoc spojrzenie.
- Ja...
Dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, zakłócając panującą ciszę. 
- O-otworzę - bąknęłam, podnosząc się z krzesła. Szukałam jakiejkolwiek opcji ucieczki od stołu. 
Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku drzwi frontowych, a kiedy je otworzyłam, zalała mnie fala... ulgi pomieszanej z jeszcze większą złością. 
- Przepraszam - westchnął Filip. - Starałem się przyjechać jak najszybciej.
Miałam ogromną ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, wykrzykując, że się spóźnił. Ale nie potrafiłam tego zrobić. Wpuściłam go do środka, zatrzaskując za nim drzwi. 
- Co to kurwa jest ? - krzyknęłam, kiedy na kołnierzu jego białej koszuli, który wydostał się spod marynarki dostrzegłam czerwoną plamę. Plamę po .... SZMINCE ?

poniedziałek, 10 marca 2014

Mam Cię cz*91

 - Chcesz coś do picia ? - głos Dawida przywrócił mnie do świata żywych, odciągając moje zmęczone myśli od problemów choć na tak krótki moment.
- Nie dzięki - uśmiechnęłam się lekko, a po chwili drzwi przedziału zatrzasnęły się za chłopakiem.
Po raz kolejny oparłam głowę o szybę pędzącego pociągu, podciągając nogi pod brodę uświadamiając sobie jak beznadziejne jest moje życie. Tak, to chyba najlepsze określenie. Mimo tego, iż byłam właśnie w drodze do Sopotu, gdzie zamierzam spędzić święta z rodziną której nie widziałam od naprawdę długiego czasu, gdzieś w środku czułam niezrozumiałą dla mnie pustkę. Pustkę, która niszczyła cały ten nastrój zbliżającego się bożego narodzenia. Od kilku dni znów żyłam w ciągłym strachu. Przed oczyma non stop stawał mi obraz nieobliczalnych, niebieskich tęczówek blondyna, siedzącego przy barze jednego z krakowskich klubów, mimo zapewnień Filipa, że to najprawdopodobniej wytwór mojej wyobraźni.

*Flash back*

- Widziałam go ! On tam jest ! - krzyknęłam panicznie, biegnąc w kierunku Filipa, opierającego się o samochód. 
- Widziałaś kogo ? - zdezorientowany chłopak spojrzał na mnie badawczo. 
- Pawła. - wyszeptałam cicho, wtulając się w tors bruneta. 
- Kochanie, spójrz na mnie - miękki ton jego głosu działał uspokajająco na moje skołatane nerwy. 
Powoli przeniosłam wzrok z chodnika na twarz chłopaka. - Paweł nie może tu być. On został w Sopocie pamiętasz ? 
- Ale ... - wychlipałam...
- Nie ma żadnego ale Nicola. Jestem pewien że tylko Ci się wydawało. - zapewnił, jednak w jego oczach zamajaczyło coś, co wydawało się być nutką zdenerwowania i paniki.. W każdym bądź razie nie wyglądał na zaskoczonego tym co mówię. A może wcale mi się nie wydawało ? Może on faktycznie tam był ? Bezsensowne myśli błądziły po mojej głowie, robiąc w niej jeszcze większy zamęt. Postanowiłam zignorować je, zrzucając wszystko na spożyty wcześniej alkohol. Tak było o wiele wygodniej.

*
Filip... Tak bardzo chciała bym żeby był tu teraz obok mnie. Jedyne o czym marzyłam przez całą podróż pociągiem to to, że chłopak siedzi obok mnie z ramieniem opiekuńczo owiniętym wokół mojej talii.
Niestety nie było mi to pisane. Filip musiał zostać w Krakowie pod pretekstem jakiegoś bardzo ważnego spotkania na dzień po planowanym wyjeździe do Sopotu. Taaak.. Praca pochłaniała go z dnia na dzień coraz bardziej. Liczne nadgodziny doprowadzały mnie do szału. Ale co mogłam zrobić ? Przecież nie przypnę mu na szyi smyczy, żeby choć na trochę zatrzymać go w domu, nawet jeśli niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam. A może po prostu wszystko wyolbrzymiam ? Przecież nie jesteśmy małżeństwem. A to, że spotykamy się od przeszło półtora nie świadczy o tym że będzie spędzał ze mną każdy wieczór, czy poświęcał mi czas kosztem swojego życia zawodowego, prawda ?
Ponownie pokręciłam głową, starając się uporządkować bałagan panujący w moich myślach. Postanowiłam trzymać się już tylko tej jednej. Obietnicy którą mi złożył, kiedy odstawił mnie i Dawida na dworzec.
- Zdążę na kolację wigilijną, choćbym miał tam helikopterem przylecieć jasne ?

~*~

- Obudź się Nicola, wysiadamy ! - ze snu wyrwał mnie lekki głos Dawida. Chłopak szczypał mnie delikatnie w ramię, starając się w ten sposób mnie dobudzić, co swoją drogą nigdy nie było dla nikogo łatwym zadaniem. Nawet moja mama, budząc mnie co ranek do szkoły uciekała się do różnych podstępów by jej misja zakończyła się sukcesem. 
Otworzyłam zaspane oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Nadal byliśmy jedynymi osobami w przedziale, co na ogół było naprawdę komfortowe. Po za tym biorąc pod uwagę fakt, iż Dawid chrapie dwa razy głośniej niż mój ojciec ( nigdy nie przypuszczałabym że to w ogóle możliwe.. ) w cale się nie dziwię, że nie było chętnych do naszego towarzystwa. 
Podniosłam się z siedzenia, narzucając na ramiona swoją zimową kurtkę. W tym roku zima naprawdę dawała popalić. Ciągłe mrozy stawały się z dnia na dzień coraz to bardziej męczące. Tak bardzo tęskniłam za zwiewnymi sukienkami i koszulkami na ramiączkach.
- Idziemy - głos chłopaka ponownie rozniósł się po przedziale, a ja ruszyłam za brunetem w kierunku wyjścia, taszcząc za sobą swoją walizkę.
Zgrabnym gestem zeskoczyłam z niewielkiego stopnia na betonową płytę stacji.
- Nicola ! - Boże, tak dawno nie słyszałam głosu taty... Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tesknilam. Momentalnie znalazłam się w ramionach mojego ukochanego staruszka.
 - Tesknilam - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ja za Tobą też - jeszcze raz mocno mnie przytulił, po czym odsunął sie lekko by wziąć moja walizkę. Całą trójka ruszyliśmy w kierunku samochodu taty. Już nie mogłam się doczekać chwili, w której wreszcie znajdę się pod cieplutkim kocykiem z kubkiem kawy w ręce. Nie jestem zbyt wielkim fanem mrozów....
- A Filip gdzie ? - spytał tata kiedy byliśmy już w samochodzie. - Myślałem, że też przyjedzie...
- Przyjedzie pojutrze - westchnelam cicho. A już się cieszyłam że choć na chwilę udało mi się odciągnąć myślami od bruneta.
- Wszystko z nim w porządku ?
- Mhmm. Ma dużo pracy. - wzruszyłam ramionami. Wiedziałam że tata doskonale widział że coś nie tak, jednak postanowiłam machnąć na to ręką. Byłam też wdzięczna, że nie ciągnął tematu. Zafascynowana przyglądałam się krajobrazowi za szyba. Kiedyś tak dobrze znałam to miejsce, a teraz wydaje się ono być tak obce. Jest zdecydowanie inne niż Kraków. Po prawie pół roku mieszkania na południu i zaledwie jednej wizycie tutaj, czułam się jakbym wracała do domu. Tego prawdziwego. Zamyślona spojrzałam na ekran telefonu, przeklinając pod nosem na widok ilości nieodebranych połączeń od Filipa. Czuje że będzie o to wojna... Wstukałam szybkiego sms'a żeby się nie martwił, po czym ponownie odwróciłam się w kierunku szyby.
Jadąc wąską, tak dobrze znaną mi uliczką, czułam pewnego rodzaju ulgę. Cieszyłam się, że wreszcie odwiedzę swój prawdziwy dom. Wejdę do swojego małego pokoiku i znów będę mogła się poczuć jak beztroska nastolatka, której największym problemem było to, czy pomalować paznokcie na biało, czy raczej na beżowo. Chciałam choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości, która od pewnego czasu zaczęła mnie przerastać.
-Dlaczego nie skręciłeś do domu?- spytała taty, zerkając w boczne lusterko, w którym widoczny był teraz mały, dwupiętrowy domek.
- To już nie jest nasz dom - mruknął cicho, twardo wpatrując się w przednią szybę.
- C-co ? - zamrugałam oczami, nie rozumiejąc o co mu właściwie chodzi.
- Sprzedałem go. -wzruszył ramionami.
Co ?! Jak wiele jeszcze się zmieniło przez te kilka miesięcy ?

~*~

Rozdział krótki i totalnie do dupy. W dodatku dodany z poślizgiem. 
Potrzebuję przerwy na nabranie nowych sił do pisania. 
Następny rozdział będzie w niedzielę
Dziękuję za Waszą cierpliwość. 
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie... 
Potrzebuję natchnienia, bo rozdziały są coraz to nudniejsze,
co strasznie mnie drażni.
Wybaczcie kochani.
Widzimy się w NIEDZIELĘ <3 p="">
eMikka

środa, 5 marca 2014

Mam Cię cz*90

- Nie wierzę - zaśmiał sie Dawid, odstawiając kubek na blat wyspy kuchennej. - Michał ojcem ?
- No nie ?
- Cholera. Musi być przerażony..
- Nie jest z nim tak źle. - uśmiechnęłam się uspokajająco - Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem... Chyba powoli zaczyna się godzić z myślą, że jego szalone, studenckie życie dobiega końca.
Od ostatniej wizyty chłopaka, nasze relacje znacznie się polepszyły. Michał dzwonił do mnie praktycznie co dwa dni. To, z jakim zapałem opowiadał mi, że wybrał się z Julią na USG i miał okazję zobaczyć swoje "aniołki" na ekranie monitora, z jego ust brzmiało wręcz śmiesznie. Oczywiście nie chodzi mi o to, iż mam jakiekolwiek wątpliwości czy poradzi sobie z dwójką dzieci - bo jestem tego pewna niemalże tak bardzo, jak tego jak mam na imię. Mówił o tym wszystkim z takim zapałem, że nie potrafiłam się uśmiechnąć. Był szczęśliwy, a ja cieszyłam się jego szczęściem.
- O której wraca Filip ? - głos Dawida wyrwał mnie z zamyśleń.
Oderwałam się od krojenia warzyw, z których miałam zamiar zrobić sałatkę na kolacje, by móc spojrzeć na zegarek wiszący na jednej ze ścian kuchni.
- Powinien niedługo być - wzruszyłam ramionami. Obiecał przecież, że postara się wyjść wcześniej prawda? Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, na wspomnienie tego, jak szczęśliwym i beztroskim chłopakiem był, zanim zajął się swoją obecną pracą. Szeroki, szczery uśmiech, którym obdarzał mnie kiedyś każdego dnia, teraz był rzadkością. To, jak miał w zwyczaju droczyć się ze mną godzinami, przyprawiało mnie o skurcz żołądka kiedy zdawałam sobie sprawę, że teraz w zasadzie rozmawiamy coraz to mniej. Mieszkaliśmy ze sobą. Byliśmy tak blisko, a tak naprawdę tak cholernie daleko.


Spojrzałam na zegarek, zaciskając usta w cienką linię. Dochodziła już prawie 21:00, a po Filipie nadal nie było śladu. Zimna już kolacja, w dalszym ciągu czekała na chłopaka, na stole kuchennym. Byłam zła. Obiecał... Trzy razy zapewniał w sms, że uda mu się dostać do domu przed 20:00. Po raz kolejny w ciągu zaledwie kilku dni, ponownie przełknęłam gorycz, by nie wybuchnąć. Nie zamierzałam psuć sobie dnia.
- Może coś mu wyskoczyło. - uśmiechnął się lekko Dawid, chcąc mnie rozluźnić.
Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z kanapy. Obiecałam bratu, że zabiorę go na przechadzkę po Krakowie i miałam zamiar spełnić tę obietnicę.
- Ubieraj się - rzuciłam w kierunku nadal siedzącego w fotelu Dawida, kiedy ja wiązałam już swoje trzewiki.
- Ale jak to ? - spytał lekko zdezorientowany.
- Nie zmarnujemy przez naszego księciunia wieczoru. - fuknęłam, wciskając na dłonie ocieplane rękawiczki.
Chłopak wyraźnie zaskoczony, w końcu ruszył w moim kierunku.
Wychodząc z kamienicy, skierowaliśmy się w kierunku rynku głównego. Miejsca, gdzie o tej godzinie, miasto w zasadzie dopiero budziło się do życia.
Wolnym krokiem stąpaliśmy po chodniku, co chwilę śmiejąc się w głos z sucharów którymi zaszczycał mnie Dawid. Już pomijam nawet fakt, że połowa z nich nie była nawet trochę śmieszna, druga za to kompletnie pozbawiona jakiegokolwiek sensu, ale w jego ustach każdy brzmiał niczym z ust zawodowego komika, który już samym wyrazem twarzy potrafił doprowadzić widownię do łez.
- Wszystko w porządku ? - spytał nagle, jeszcze bardziej zwalniając kroku.
- Tak.. Jest okej - zebrałam wszystkie swoje wewnętrzne siły, by przybrać na twarz jak najszczerszy uśmiech. Oczywiście misja zakończyła się niepowodzeniem, jednak ku mojemu szczęściu chłopak kupił tę bajeczkę. Albo po prostu chciał, żebym tak myślała.
Na płytę rynku doszliśmy średnio po godzinie. Do tej pory nie mam pojęcia jakim cudem nam się to udało ! Trasa, którą przemierzyliśmy tego wieczoru, zwykle zajmuje mi nieco poniżej piętnastu minut.
- Ojciec nadal przesiaduje u was całymi dniami ? - spytałam, siadając przy jednym z małych, wiklinowych stoliczków w niewielkiej kawiarni do której zabrałam chłopaka.
- Z tego co mi wiadomo, to praktycznie już tam mieszka - zachichotał.
Uniosłam zdezorientowana brew.
- Z tego co mi wiadomo ?
- Och.. -  wzruszył ramionami - Przeprowadziłem się do Gdańska. Mam teraz bliżej uczelnię.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduję ?! - wybałuszyłam oczy, uderzając go dłonią w pierś.
- Nie pytałaś - ponownie wzruszył ramionami. Jednak tym razem, na jego twarz wstąpił także lekki uśmiech.
Gwałtownie podniosłam się z miejsca i pociągnąwszy chłopaka w kierunku wyjścia, zdobywając przy tym zdziwione spojrzenie kelnerki, która właśnie podążała w stronę stolika, przy którym jeszcze chwilę temu siedzieliśmy. 
- Musimy to opić ! - krzyknęłam wesoło na jego nieme pytanie.


~*~


W klubie było naprawdę gorąco. Jak na piątkowy wieczór przystało, w lokalu tłoczyła się już spora liczba ludzi. Nam jednak to nie przeszkadzało. Już kilka minut po wejściu, zaczęliśmy się przepychać w kierunku baru. Miałam niesamowitą ochotę zatopić swoje smutki w jednym z mocniejszych drinków. Aż wstyd się przyznać, że "chęć świętowania przeprowadzki" była tylko idealnym pretekstem.
Nie pamiętałam kiedy ostatnio tak bardzo pragnęłam oderwać się od rzeczywistości. Choć na moment zapomnieć o problemach czekających w domu. A w zasadzie o jednym konkretnym problemie. Z burzą ciemnych włosów na głowie, jeszcze ciemniejszymi oczami i słodkimi, malinowymi ustami. 
- Jeszcze jednego proszę - kiwnęłam do barmana, przechylając kieliszek i pozwalając cudownej goryczy spłynąć do mojego gardła. 
Mężczyzna przejechał po mnie wzrokiem, po czym bąknąwszy coś pod nosem na temat tego, że dziewczyna w moim wieku nie powinna tyle pić, uzupełnił braki w moim kieliszku. 
Zdenerwowana rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem Dawida. Praktycznie na samym środku parkietu, kołysał się w takt muzyki, ciasno oplatając blond włosa piękność.
Pomachałam mu porozumiewawczo, dając znak że muszę zadzwonić i zaraz wrócę. Kiedy tylko otrzymałam od niego potakujący uśmiech, ewakuowałam się z ciasnego pomieszczenie. 
- Halo ? - zdenerwowany głos Filipa, wypłynął z mojej słuchawki już po pierwszym sygnale. 
- To ja.
- Nicki ! Gdzie ty kurwa jesteś ?! - przewróciłam oczami. Nie musi się tak od razu złościć no...  - I dlaczego do cholery nie odbierasz moich telefonów ?! 
- Przepraszam tatusiu - zagruchałam do telefonu. - Nie słyszałam dzwonka.
- Dzwoniłem siedemnaście razy ! Ile razy można nie słyszeć ? 
Jezu... Weź się uspokój.. 
- Jestem w klubie. SAMA z Dawidem bo ktoś nie raczył się stawić na czas, tak jak to obiecywał. - bąknęłam.
- Piłaś? - spytał nerwowo, ignorując moją poprzednią wypowiedź. 
- Może...
- Gdzie jesteś ? Przyjadę po ciebie. -  westchnął.
- Na rynku. - mruknęłam, zdając sobie sprawę, że zabawa w klubie, zarówno moja jak i Dawida, właśnie dobiegła końca.
- Zaraz będę - rzucił, po czum rozłączył się. 
Westchnęłam ciężko, kierując się z powrotem w kierunku wejścia do klubu w celu wyciągnięcia stamtąd Dawida. 
Po raz kolejny tego dnia, przepychałam sie przez tłum tańczących ciał, kiedy w moje oczy rzucił się ktoś, kogo miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Dobrze zbudowana sylwetka, blond włosy i te same niebieskie oczy, które prześladowały mnie w nocnych koszmarach.  Nie wiedziałam jakim cudem, ale znalazł mnie. Znowu mu się to udało...

niedziela, 2 marca 2014

Mam Cię cz*89

Minęły już prawie dwa tygodnie, odkąd Filip zaangażował się w pracę w rodzinnym biznesie. Od czasu, kiedy rodzice chłopaka wyjechali do Włoch, praktycznie każde popołudnie spędzał w hotelu. Nie licząc jednego weekendu, kiedy udało mu się wyrwać. Byłam totalnie załamana. Chodziłam po mieszkaniu, które wydawało mi sie o wiele za duże, kiedy byłam w nim sama. Panująca cisza, dosłownie mnie zabijała. Popadałam w paranoję mimo iż minęło dopiero tak niewiele czasu.
Filip wracał przeważnie późnymi wieczorami. Pomimo moich starań o jakiekolwiek zajęcie sobie czymś czasu, niczym nie mogłam zainteresować się dłużej niż kilka godzin. Sprzątałam, prałam, gotowałam... Zajęłam się już nawet przerabianiem na przód tematów z podręcznika do matematyki.Nigdy nie sądziłam, że wyjście do pracy może być taką frajdą !
Jedyna chwila, kiedy mogliśmy się cieszyć swoją obecnością, przypadała późnymi wieczorami, o ile chłopak nie był na tyle zmęczony, że jedyne o czym myślał to to, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku.
Oczywiście nie miałam do niego o to żalu. Doskonale rozumiałam, że natłok obowiązków go wykańcza. Tak naprawdę martwiłam się o niego. Wstawał wczesnym rankiem, by zająć się papierkową robotą, którą poprzedniego dnia zabrał ze sobą z biura, później wychodził na uczelnie, z której kierował się prosto do hotelu. Między czasem starał się też wynagradzać mi to, że tak często nie ma go w domu. A ja nie mogłam patrzeć na to jak się biedak męczy. Nie miał czasu na jakikolwiek odpoczynek. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze będzie w stanie pociągnąć tak zabiegany tryb życia. W ciszy, odliczałam dni, kiedy w końcu jego rodzice postanowią wrócić do Krakowa, a on sam będzie miał chwile wytchnienia.
Jak już wspomniałam, dni mijały mi praktycznie na niczym. Codzienna monotonia przyprawiała mnie o dreszcze każdego ranka, gdy tylko otwierałam oczy.
Tak więc zrozumiałym jest, jak bardzo ucieszył mnie telefon od Dawida. Muszę przyznać, że naprawdę się za nim stęskniłam.. Od czasu, kiedy nasze relacje uległy znacznej poprawie - zbliżyliśmy się do siebie.
- Wychodzimy ? - weszłam do salonu, przerzucając przez ramię pasek torebki.
- Jeszcze chwilę - pochylony nad plikiem kartek, rozrzuconych dosłownie na całej powierzchni stolika, chłopak mruknął.
- Dochodzi dziewiąta. Spóźnimy się na uczelnię - wzruszyłam ramionami, przysiadając na kanapie obok niego.
- Tak, tak. Idę już - mruknął, podpisując kolejną kartkę. Kiedy w końcu skończył, w pośpiechu spakował wszystkie papiery do czarnej teczki.
- Zjemy dzisiaj razem lancz ? - zapytałam, usadawiając sie wygodnie na przednim siedzeniu jego czarnego auta.
- Dzisiaj nie mogę Kochanie - mruknął zamykając za mną drzwi. - Mam spotkanie biznesowe z inwestorami z Niemiec.
- Och.. - zmarszczyłam brwi - Trzymam kciuki.
Zagraniczni inwestorzy co ? Nie sądziłam, że ma na głowie aż tyle spraw. W ciągu dwóch miesięcy, ze zwykłego studenciaka stał się zarządcą świetnie prosperującego hotelu.To wydawało mi się tak nierealne. Tak odległe. Ale byłam z niego dumna. Mimo tego, jak bardzo musiał poświęcić się dla tej pracy, wychodziło mu to naprawdę nieźle. Jakby zajmował się tym od lat.
- Ale postaram się wyjść dzisiaj wcześniej. Moglibyśmy wyjść razem na miasto. Co ty na to ?
- Jasne - uśmiechnęłam się. Chłopak pochylił się, by złożyć szybki pocałunek na moim policzku, po czym odpalił silnik samochodu.
 

~*~

Dzień na uczelni po raz pierwszy od niepamiętnych czasów minął mi naprawdę wolno. Minuty ciągnęły sie w nieskończoność, kiedy rysowałam bliżej nieokreślone kształty na marginesie swojego notatnika. To zdecydowanie nie był mój dzień. Nie mogłam skupić się praktycznie na niczym. Ciągłe nawijanie profesora na temat fizyki kwantowej działało na mnie jak podwójna porcja proszków nasennych. 
Więc kiedy wreszcie moje męczarnie dobiegły końca, wystrzeliłam z sali niczym z procy. Na parkingu czekał na mnie Filip, oparty o drzwi swojego czarnego Hummera. Uśmiechnęłam się szeroko, podchodząc bliżej niego. 
- Co ty tu .... - zapytałam, unosząc brwi.
- Chodźmy coś zjeść - uśmiechnął się szeroko, otwierając dla mnie drzwi. 
- Ale przecież masz teraz spotkanie. 
- Udało mi się je przełożyć. Myślałem że sie ucieszysz - wzruszył ramionami.
- Oczywiście, że się cieszę - mocno wtuliłam się w jego tors, a mój uśmiech znacznie się powiększył kiedy ramiona chłopaka owinęły się wokół mnie. Boże, jak ja za nim tęskniłam... 

- Mogę pożyczyć dziś twój samochód ? - zapytałam, nabierając kolejną porcję sałatki na widelec. Siedzieliśmy w małej, przytulnej knajpce na rynku. Cholera, nie pamiętałam już kiedy ostatnio gdzieś razem wyszliśmy.... 
- Po co ? 
- Dawid przyjeżdża pamiętasz ? Przecież nie pojadę po niego rowerem na stację - mruknęłam cicho. Powinnam poważnie zastanowić się nad kupnem własnego samochodu. Nie chodzi mi tutaj o to, że chłopak nie chce się dzielić ze mną swoim skarbem ( och tak, mówi do swojego samochodu "skarbie" ), bo kiedy przyszło zdawać mi test na prawo jazdy, cierpliwie trwał u mego boku, wytykając mi błędy i krzycząc od czasu do czasu że zarysuję lakier. W końcu tak się zaparłam, że wyrzuciłam go z tego samochodu i dalszymi przygotowaniami zajęłam się samodzielnie. Zdałam? Zadałam. 
Tak czy owak, jako niezależna kobieta powinnam mieć swój samochód prawda ? Nawet na głupie zakupy muszę zasuwać pieszo, bo chłopak jedzie Hummerem do pracy.
- Jasne. Tylko uważaj ...
-... przy parkowaniu. Wiem - przerwałam mu w pół słowa, wywracając przy tym oczami. 
- I pamiętaj...
- ... zamknąć samochód jak zn niego wysiądę - ponownie wywrócenie oczami spotkało się z niemałym grymasem na twarzy chłopaka. 
Nie żebym zapomniała kiedyś zakluczyć zamka czy coś... Mam nadzieję że czujecie ten sarkazm. 
- Będę uważać - uśmiechnęłam sie, wyciągając ponad stołem otwartą dłoń w jego kierunku. 
- Taaa... - mruknął marszcząc czoło i układając na mojej dłoni, pęk kluczy. 
Posłałam mu szeroki uśmiech, wkładając do ust kolejną porcję sałatki, a Filip zachichotał cicho, kręcąc przy tym głową... 

~*~

Po raz kolejny tego wieczoru spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Zegarek wskazywał już kwadrans po siedemnastej, wytykając piętnastominutowe spóźnienie pociągu którym miał przyjechać Dawid. 
Otuliłam się mocniej wełnianym szalem, przysiadając na jednej z ławek. Był już prawie środek grudnia. Wszystko dookoła pokryte było białym puchem. Już niedługo święta. Uśmiechnęłam sie pod nosem, na myśl o tym, że to będą już drugie wspólne święta z Filipem. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jesteśmy ze sobą już prawie półtora roku.
- Czekasz na kogoś ? - z zamyśleń wyrwał mnie znajomy głos. Podniosłam wzrok z chodnika, by napotkać spojrzenie niebieskich tęczówek. Z mojego gardła wyrwał sie pisk radości, a już po chwili dosłownie rzuciłam się na chłopaka. Głęboki śmiech Dawida rozbił się echem po opustoszałej stacji, kiedy zamknął mnie w uścisku. 
- Ja za Tobą też tęskniłem - zachichotał, odsuwając mnie lekko od siebie by nabrać powietrza do płuc. Bardzo możliwe, że mój uścisk mu to uniemożliwił... Ale no. .- Ale tak jakby zamarzam... 
Wywróciłam żartobliwie oczami, prowadząc go w kierunku parkingu.