sobota, 22 lutego 2014

Mam Cię cz*87

Niedzielny poranek był jednym z najgorszych w całym moim życiu. Po praktycznie dwóch nieprzespanych nocach, podniesienie się z łóżka było dla mnie nie lada wyzwaniem. A myśl, że to właśnie TEN dzień wcale nie ułatwiała sprawy. Dzień spotkania z rodzicami Filipa.
Otworzyłam oczy, starając się przyzwyczaić do jasności panującej w pomieszczeniu. Co z tego że mamy w pokoju żaluzje ? Nigdy i tak ich nie używamy.
Wyciągnęłam rękę na lewą stronę łózka, mając nadzieję napotkać tam ciało chłopaka, jednak jedyne co wyczułam to zimne prześcieradło. Odkąd zaistniała cała ta sprawa z jego rodzicami i tą ich nagłą chęcią do spotkania się, zdenerwowanie nie odstąpiło chłopaka nawet na krok. Wiercił się nocami, szukając dogodnej pozycji do zaśnięcia, a mi łamało się serce na myśl, że nic nie mogę z tym zrobić. Nie potrafiłam mu pomóc w żaden możliwy sposób, mimo iż naprawdę bardzo tego chciałam.
Wygrzebałam się spod pościeli i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku drzwi.
- Cześć - wesoły głos Michała rozniósł się po salonie. Niewielka torba leżała obok kanapy, wypchana po brzegi jego ubraniami. Uniosłam brew, spoglądając to na niego, to na bagaż. - Och... Myślę, że powinienem wracać do domu. Czeka mnie ciężka rozmowa z Julią - westchnął, zapinając zamek błyskawiczny swojje bluzy.
- Trzymam kciuki - podeszłam do niego i mocno go przytuliwszy, dodałam - Dasz sobie radę.
- Mam taką nadzieję- mruknął cicho oddając uścisk.
- Jestem pewna że tak będzie - puściłam mu oczko. - Widziałeś Filipa ?
- Mhmm - skinął lekko w kierunku balkonu. - Co mu zrobiłaś ? - zachichotał lekko.
- Dlaczego myślisz, że to moja wina ? - obruszyłam się, marszcząc brwi.
- Oboje dobrze wiemy, że twój charakterek pozostawia dużo do życzenia.
- Zamknij się. To nie moja wina ! - westchnęłam, będąc już w połowie drogi na balkon.
Chłopak zaśmiał się cicho, unosząc ręce w geście obronnym.Wywróciłam oczami, wychodząc z pomieszczenia.
Na niewielkim balkonie, oparty o balustradę stał Filip. Pochylona ku ziemi głowa i pięść zaciśnięta na metalowej barierce upewniły mnie, że od wczorajszego wieczora jego humor za bardzo się nie zmienił.
Podeszłam do niego, oplatając jego talię swoimi rękami i wtulając się w jego plecy. Każdy mięsień jego ciała napiął sie, by po chwili móc się rozluźnić pod wpływem mojego dotyku.
Chłopak odwrócił się w moim kierunku, po czym zamknął mnie w żelaznym uścisku. Uścisku który był moim azylem. Miejsce odosobnienia, ucieczki, schronienia... Jedynym, w którym czułam się naprawdę swobodnie.
Wypuścił dym nikotynowy z płuc i wrzuciwszy niedopałek do małego pojemniczka. Przez ten weekend wypalił więcej, niż średnio robi to w miesiącu Nienawidziłam kiedy to robił... Świadomie psuł się od środka, wdychając to gówno, a ja byłam bezradna. Nie raz starałam się przemówić mu do rozumu, jednak zawsze odpowiadał mi tylko wzruszeniem ramion. A ja nie chciałam też na niego naciskać. W końcu był dorosłym człowiekiem, który nie potrzebował niańki.
- Nie denerwuj się tak - szepnęłam, gładząc delikatnie dłonią mięśnie jego ramion.
- Nie denerwuję - mruknął, krzywią się. Cały Filip. Zawsze przybiera maskę obojętności, starając się ukryć pod nią wszystkie swoje uczucia. I niestety trzeba przyznać, że cholernie dobrze mu to wychodzi.
- Okej... - westchnęłam ciężko. Czasem to jego ukrywanie się, stawało się naprawdę męczące. Zawsze zastanawiałam się w takich chwilach, dlaczego to robi. Nie ufa mi ? Przecież nie jednokrotnie powtarzał  że tak nie jest. A może po prostu jest zbyt dumny by przyznać się do swoich słabości ? Bo okazywanie uczuć zdecydowanie było jego słabością.
- Po prostu się martwię.
- Nie potrzebuję twojej litości - jęknął gardłowo, odsuwając mnie lekko od siebie. Auć..
- Jakiej litości ? O czym ty w ogóle mówisz ? Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jestem twoją dziewczyną więc do cholery mam prawo się o ciebie martwić ! - uniosłam się delikatnie, zaciskając dłonie w pięści. Nie chciałam krzyczeć. Miał już wystarczająco dużo problemów na głowie, a ja nie chciałam dokładać mu kolejnych zmartwień. Obróciłam się na pięcie i skierowałam w kierunku drzwi. Nie chciałam wybuchnąć.
- Stój. - dłoń chłopaka znalazła się nagle na moim przedramieniu, zatrzymując mnie. - Nie zostawiaj mnie - szepnął.
Obróciłam się niepewnie w jego kierunku, a para silnych ramion owinęła się wokół mnie, przyciągając bardziej do siebie.

~*~

- Gotowy ? - spytałam, kiedy znaleźliśmy się w pobliżu drzwi restauracji. Miejscu, gdzie zapewne czekali już na nas państwo Kamińscy. 
Chłopak pokręcił przecząco głową, a grymas wymalowany na jego twarzy mówił mi, że jedyne o czym teraz myśli to sposób ucieczki. 
Zaśmiałam się cicho i załapawszy jego dłoń, pociągnęłam za sobą w kierunku drzwi. 
W środku było dość pusto. Jedynie niewielki stolik pod oknem, zajmowało małżeństwo z dwójką dzieci. Ruszyliśmy nie pewnym krokiem w głąb pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem, pewność siebie opuszczała mnie coraz to bardziej. Czułam, że powoli zaczynam popadać w panikę. 
- Spokojnie - czuły szept chłopaka dotarł do moich uszu. Już miałam go wyśmiać, wytykając chłopakowi wcześniejszą chęć ucieczki, kiedy dumny, kobiecy  głos uniemożliwił mi to.
- Filip ! - nagle u boku chłopaka znalazła się starsza kobieta. Zarzuciwszy mu ręce na szyję, mocno przytuliła go do siebie. Jednak kiedy Filip nawet nie drgnął, odsunęła się od niego z zażenowaniem. 
- Cześć - mruknął cicho, wykrzywiając twarz w wymuszonym uśmiechu. 
- A to kto ? - Kobieta zdawała się dopiero teraz zauważyć moją obecność.
- Nicola, moja dziewczyna.
- Nie mówiłeś, że się z kimś spotykasz - nagle tuż zza naszych pleców dobiegł nas głęboki głos, jak przypuszczam ojca Filipa. 
- Nie pytałeś - wzruszył ramionami, mocniej ściskając moją dłoń.
- Miło mi państwa poznać - uśmiechnęłam się lekko, wyciągając w kierunku małżeństwa dłoń.
Ojciec Filipa wyglądał jak starsza wersja synów. Zarówno Kamil, jak i Filip byli bardzo podobni do taty. Te same kruczoczarne włosy, ciemne, prawie czarne oczy i mocno zarysowane linie szczęki. Nawet uśmiech mieli bardzo podobny.
- Siadajcie - z zamyślenia wyrwał mnie dumny głos kobiety. Wyglądała niesamowicie. Z tego co pamiętam, Filip wspominał iż ma  około 55 lat, a patrząc na nią spokojnie można było dać jej z 15 lat mniej. Tylko nieliczne zmarszczki na jej twarzy utrzymywały w przekonaniu, że ma więcej niż trzydzieści parę lat. Damski garnitur składający się z długiej do kolan, ołówkowej spódnicy idealnie podkreślał jej szczupłą talię, a kolia pereł ciężko zwisających na jej szyi dodawała jeszcze więcej elegancji do jej stroju. 
Z zażenowaniem spojrzałam na swoją białą sukienkę, która przy kobiecie siedzącej na przeciwko mnie prezentowała się jakby była skradziona bezdomnemu.  
- Więc... Ile się już spotykacie ? 
- Wystarczająco długo by móc ze sobą zamieszkać - wtrącił Filip zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta. 
- Mieszkacie razem - zdziwienie w głosie kobiety było aż nad to wyczuwalne. 
- Do rzeczy. - warknął Filip. - Dowiem się po co tu do cholery przyjechaliście ? 
- Musimy porozmawiać - i nagle atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta. Czułam że za słowami mężczyzny nie kryje się nic dobrego...

7 komentarzy:

  1. A miałam nadzieję,że dowiem się co chcą jego rodzice. Jak się mówi ,że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Może jego rodzice,też chcą od niego kasy? Szkoda mi go. :-)
    Życzę dużo weny.
    Rodział cudny.
    Czekam nn.
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  2. Chce jutro, dizis ! Boże , cudne . Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli dobrze pamiętam rozdziały miały się ukazywać w każdą środę oraz sobotę. A tutaj minęła środa, minął również czwartek i połowę piątku a rozdziału jak nie było tak nie ma. Opowiadanie jest fajne i dobrze się je czyta ale każdy czytelnik oczekuję od autora konsekwencji czego tutaj niestety brakuje. - Zawiedziona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń